12 st., spać się chce.
Jednak zaprzęgłam sie do roboty i juz pyrkają nadziewane papryki, oraz warzywa na patelni, takie niby leczo, bo tylko czerwona cebula, papryka, pomidory, cukinia.
..
Drzwi już wróciły na swoje miejsce
...
Lampiony zamontowane, zostawiłam jeszcze dwa znicze z elektrycznym wkładem, resztę wyrzuciłam, bo też za dużo tych zniczy stało.
..
Ogólnie przez caly ten czas uziemiona w domu byłam, bo zatoki, potem te obite nogi, do tej pory jeszcze nie jest calkiem ok, no i pichcenie obiadków, doglądanie , pomaganie, sprzatanie, pilnowanie żeby koty nie wedrowały tam gdzie trzeba, a prace przy drzwiach to złożony i dłuuuugi proces.
Z ciotką , młodymi i małą Zosią się nie widziałam, no bo mieli do nas przyjść i wiecznie nie było jak, skoro dzien podzielony na zakupy, prace przy drzwiach, czyli nalagan, brud , no i tez smrodliwe preparaty. . Rownież poobiednie drzemki J. , czas na odpoczynek między pracami, chociaż też nie zawsze, no i tak leciał tydzień za tygodniem. Dodatkowo młodym pasowałaby sobota lub niedziela , no a jak przyjdą to na pół dnia, wiec..trzeba mieć czas.
U mamy byliśmy raz, reszta to telefony. Coraz bliżej września i zabiegu mamy.
To cała kołomyja jechać skoro świt, bo na 7,30 , ale wcześniej trzeba zrobić test, i czekać godzinę na wynik.
Wyglada na to, że od razu bedzie zabieg , bo lekarz kazał dwa dni wczesniej przed przyjazdem odstawić jeden lek.
Następnego dnia trzeba znów jechać po mamę , tyle że już nie trzeba się spieszyć, wypisy od 12. Najważniejsze, żeby poszło dobrze i zabieg coś pomógł.
..
Powoli zbieramy się do wyjazdu. Już telefon J się rozdzwonił , Inge nas oczekuje, inni też już dopytują. Szybko trzeba będzie się wdrożyć w tamtejsze życie.