Wybacz Panterko.
Niedziela na nadrabianie różnych zaległości, ale był też spacer przy okazji wyjazdu po truskawki.
Niby ciepło , auto pokazalo 20 st., ale wiatrzysko. Pojechaliśmy dość późno, i już prawie były wyzbierane, tak się ludzie rzucili w pole.
Później J. spał a ja ogladłam serial, bo gdybym się położyła to też bym zasnęła, ale nie lubię, bo później dopiero jestem rozbita.
...
W sobotę też zajrzeliśmy do klamociarni. Oj, trzeba wybrać się tam w następną sobotę i dobrze przeglądnąć wszystko, bo trochę nowych rzeczy przybyło. Meble przecenione, może wyłowimy coś dla nas. Jedna gora od kredensu fajna , tylko 33euro, ale czy akurat nam ona potrzebna?
Na razie na pocieszkę przygarneliśmy talerz , bo skusiła mnie ta niezapominajka.
No, a wczoraj,swieto, wolny dzien, za duzo by sie chcialo a w rezultacie byle jak.
J. miotał się w decyzjach jechać, nie jechać, chcial , nie chciał, gada, gada, gada, ciągle cos , niby ok, ale jednak nie ok. , w moncu pojechaliśmy, w,końcu nie tam gdzie pierwotnie zamierzał, bo za daleko,,za pozno i takie tam. Pieprzenie takie. To mowie, siedźmy w domu, nic na silę.
Nie, pojechalismy bliżej, bo on chce jechać przecież. Nad morze.
Wiało bardzo, mnie było zimno, nie pochodzilam wcale, siedziałam tyłem do morza oparta o kosz, bo tylko tak było mi cieplo ,,a,J. odwrotnie, jemu ok, on sie opala, nawet poszedl nogi zamoczyć, hehe.
Ale posiedziałam posluchalam szumu fal,nawet niemal przysnęłam , wtem wracamy,,bo juz tyle czasu(2 , 3 godz?) ,,spiekł się na pewno!
No , akurat wiatr sie nieco uspokoil, mnie się przydrzemało, zaczelo sie robic przyjemnie...
No i takie to były Pfinsten, czyli Zielone świątki .