Porządki przedwyjazdowe , J w pracy , pytał czy mam ochotę jechać z nim, ale nie widzialam sensu . Mam tu co robić, koszenie , poukładanie rzeczy w składziku narzędziowym, podsypanie iglaków korą.Przycięcie bluszczu. Pewnie, można to zrobić też jutro, ale czy trzeba do ostatniej chwili zasuwać ? Zresztą nie wiadomo, czy w ostatniej chwili coś exstra nie wyskoczy, bo i tak bywało przecież, trzeba mieć zapas czasu.
Bardzo nie lubię pośpiechu i nerwówki przedwyjazdowej, ja bym jeszcze chętnie skoczyła np. w sobotę czy nawet niedzielę nad morze , żeby się zrelaksować, już nie myśleć o pracy, taki dzień urlopu tutaj, przyjemny, na luzie, ale... nie z J. takie numery, on bedzie jednym kłębkiem nerwów, będzie biegał, szukał, MYŚLAŁ, bo cały świat ma na głowie.Ech.
...
Spakowałam już ubrania, które chcę zabrać z powrotem, reszta zostanie jak zwykle, bo od jakiegos czasu zostawiam tzw.żelazny zapas .
Kto wie, może tu przyjadę w listopadzie, miesiąc zleci szybko, świateczny okres jest tu calkiem przyjemny, można jezdzić na koncerty do kosciola, ogarnę ogrody przed zimą, żeby na wiosnę było mniej zaleglej pracy?
Pomyślę o tym pod koniec pazdziernika:)