z graciarni.
Wyszukałam plafonowy klosz do lampy, moze kiedyś trafi się jeszcze inny, ale i ten ujdzie, zawsze lepsze cos niż nic.
Spaceru nie było, bo się rozpadało na dobre. Wrociliśmy lekko zmarznieci i mokrzy, ale sprytnie z rana ugotowałam barszcz.
Porozmawialiśmy z Młodszą, i popołudnie minęło. Zrobiłam listę co mamy do niej zawieźć żeby znów czegoś nie zapomnieć 😀