odpoczywanie przeszło w przeziębienie, zatoki się odezwały, ale delikatniej niż kiedyś na szczęscie, jednak mordowało mnie od 9 lutego. Coś w guście, przeziębienie leczone trwa 7 dni, nieleczone tydzień, u mnie wychodzi standardowe 2 tyg.
Dni spędzałam jak koteczki, papu i spanko, bez żadnych zbędnych obowiazków i nadwyrężania sił. Rozleniwiłam się maksymalnie.
Pogoda zresztą też nie rozpieszcza i nie kusi do wychodzenia, wichur, deszcze czasem, wlasnie pada deszcz z krupą snieżną, a te trochę słonka prawdziwej wiosny nie czyni😀🌹, ja jestem cierpliwa . Już są pierwsze kwiatki i dzień zdecydowanie dluższy, więc bez obaw, wiosna przyjdzie i oby tylko dane nam było się nią cieszyć, w tym szalonym świecie.
Za to wiosnę mam nadal w domu, bo hippeastrum kwitnie jeszcze, zygokaktusy i fiołki mają pączusie, kupiłam też kolejne szafirki i hiacynty.