jakoś tak..minął styczeń ,
zegarmistrz światła purpurowy zabełtał Ewie w głowie, i poszła nie wiem gdzie, na zawsze..
Trudno się pogodzić, chociaż znałyśmy się tylko wirtualnie, ale namacalnie wymieniłyśmy się kartkami świątecznymi, mam też grafikę, i kiedy Ewa jest gdzieś tam w zaświatach , w energii nieskończonej, nam zostawiła po sobie blog i swoje prace, byśmy nie zapomnieli. Nie zapomnę, dziękuję, że miałam tą przyjemność Cię Ewo chociaż troszkę poznać.