przedwyjazdowa, nastepna już będzie w innym miejscu i znów trzeba sie będzie przyzwyczajać. Byle do listopada, zleci zapewne bardziej pracowicie, coś tak w kościach czuję 😀
Pogoda nas dziś zwiodła, chcieliśmy do lasu. Jedziemy, a tu juz kropi, widzimy, że z jednej strony mocno już niebo zasnute, znaczy tam już porzadnie pada, ale tu jeszcze nie, więc zatrzymujemy się na leśnym parkingu. Idziemy, idziemy, ciut mocniej pada, ale , wśród drzew nie jest tak źle, idziemy dalej. O, zagrzmiało, mijani ludzie z pieskami lepiej ubrani, mają kurtki przeciwdeszczowe, a my jak te miastowe sieroty. Ale ja przynajmniej miałam kaptur w bluzie. No nic, mocniej pada trzeba wracać, a szkoda, bo tak pięknie puchato, mięciutko i wrzosowo.