wtorek, 26 listopada 2019

Liściopad

straszliwy, z każdej strony atakują mnie ogromne ilości liści do zbierania. Rękawiczki co chwile mokre, zimno w ręce, fuj, okropność, ale dobrze, że jeszcze nie ma przymrozku.
Zrobiłam sobie przerwę śniadaniową, Kawa i herbata stygną w moment.
Brzydkość jesienna wyłazi tu  w każdym miejscu, ogrodnik jak zwykle robi niewiele, ale i szefostwo mowi, że to czy tamto to na wiosnę się robi.
No nie bardzo, niektóre krzewy, kwiaty przekwitle i zeschniete sie przycina, a dębowe liście nie nadają się na nawóz.No ale skoro nie chcą by zbierać z ogrodka kwietnego, to nie.
Będę cos tam powoli robić, i tak sporo jest do zrobienia, wiec bez pośpiechu poogarniam.
Pod drzewami leżą jabłka, też wypadałoby pozbierać.
J. pojechal na kontrol do diabetologa , ale niedlugo wroci.
Cóż, w mieszkaniu też zimno, więc dopijam kawe i idę się ruszać, liście czekają.