Juz trzeci raz zabieram się za pisanie , ale średnio mi idzie.
Lipiec zaczął się dwoma naprawdś upalnymi dniami, ale wczoraj wieczorem byla burza z ulewnym deszczem, i dziś już powrot do normalnej temperatury, wiatr, slonko, chmury, ok 20 st.
Nigdzie nie wycieczkowaliśmy, jakoś nie było albo pogody, albo czasu , lub chęci i sił.
Niedługo pojedziemy do domu, J.bierze rower, więc znów będzie eksplorował leśne drogi, o ile pogoda dopisze, a ja mam zamiar pławić się w ciszy i spokoju.
Nie wiem czy będziemy coś dalej robić w łazience, czy dopiero jesienią. Miesiąc szybko zleci, może nie warto rozgrzebywać roboty.
W tym roku maliny obrodziły, codziennie mam porcyjkę do zjedzenia, pietruszka kiepska, sałata ok.
Myślalam, że może jednak teraz przeniesiemy się do nowego mieszkania, jednak nie było możliwości.
W wolnych chwilach tam sprzatałam , J.wymienił kaloryfer, zamontował oświetlenie w kuchni, żaluzje typu dzień-noc. Wypróbowaliśmy lodówkę i zmywarkę, kupiliśmy z drugiej ręki stól z krzesłami do kuchni. Nie mamy jeszcze łóżka i biurka.
No i to tyle, chaotycznie, ale niech będzie ku pamięci.
....
A Gwiezdny pył już gdzieś w innym wymiarze, kosmosie...