w domu minął szybciutko.
J. szalał na rowerze po górach przez kilka dni , a od poniedziałku walczy z wielką trawą i chabaziami na wiosce. Jedzie rano wraca 14-17, jak mu pasuje. Jestem pełna podziwu dla jego samozaparcia, może już dziś skończy, resztą , czyli łąkami, zajmą się kosiarze.
Mnie kijem z domu trzeba wyganiać, ale jeszcze każdy dzień to kolejny etap oczyszczania zatok i nosa. Trawa za wysoka i tak nie dałabym rady kosić.
Wpadła z odwiedzinami kol.G. W tym roku nie ominie nas jazda do kol.W na urodziny, trzeba pomyśleć o prezencie, w zwiazku z tym zamierzamy odwiedzić ją wczesniej , myślę nad książkami, wiec chcę zobaczyć co tam ma obecnie na tapecie .
Wieczory przyjemne, ale komu by sie chciało iść na spacer. Wczoraj popadało trochę, dziś jakby chłodniej. Pomyłam podłogi i zaraz wyjdę na chwilę. Zamknęli mi oddział chaty polskiej w poblizu , no i teraz po niektóre produkty muszę iść dużo dalej. W miejscu chaty będzie żabka, a niech ich szlag!
...
Jedyne kwitnące kwiaty na balkonie. Moje kochane rozwary, co za głupia nazwa, dla mnie to są dzwoneczki!