padać, no i troche popadało,ale własciwie mogłam pojechać do prac, ale siedzę w domu i odpoczywam, bo oczywiście rzucilam się na robotę. Niby rekawów nie wyrywam, ale jednak czuję w gnatkach te kucanie, klęczenie, taczki. W domu padam na dziób chociaż wydaje mi się, że wcale tak wiele nie zrobiłam. Śpię kamieniem po tych wygibasach i dotlenieniu.
Jeszcze jutro i weekend. Może klamociarnia, może morze w niedzielę, albo ogród botaniczny. Chyba, że ten miejski, mały, wtedy i morze, i ogród da się pogodzić. O ile pogoda dopisze.
Ogólnie jest lato, 20 st, wiec przyjemnie. Dziś nawet nie wiało. Tak więc nie ma na co narzekać. Nie wiem w końcu co z tym przyszłym długim weekendem, jeśli nie pojedziemy do Starszej, to pewnie przebąblujemy tu te dni, mało efektywnie i turystycznie, a kto wie czy i nie pracując w piątek. No nic, będzie co będzie.
Poleżałam, odpoczęlam,zdrzemnęłam się nawet, i jednak poszłam na podwórko. Ogarnęłam miejsce na tyłach. W jednym miejscu mocno zachwaszczone, część oczyściłam, bo wysiał się tam piękny orlik, reszta, czyli podagrycznik trafi pod kosę, później puszczę tam bluszcz i będzie spokój.
Na kwietniku pod budynkiem irysy już szykują się do kwitnienia,
Kwitnie bodziszek, jesienią w zeszłym roku wsadziłam małą sadzonkę , i proszę jaka ładna.
Przyniosę jeszcze inną sadzonkę z bordowymi kwiatkami.
Po drugiej stronie rośnie żywopłot z berberysów, klonu i róży, ależ bąki i pszczoły się uwijają przy berberysowych kwiatuszkach, tylko słychać bzyczenie.
Od strony budynku w rogach kolo bluszczu dosadziłam co tam nialam pod ręką, jasnoty nigdy dość😃
A tak wyglada uliczka. Musze pojść na spacer i pooglądać te kwietne,kolorowe od skalniaków murki i ogródki. No i nawąchać się bzów.