Jutro też raczej będę w domu, juz sie pogubiłam w tych planach J. co , gdzie i kiedy. Wiem tylko, że sobotę ma zajętą.
W niedzielę jedziemy do Hamburga głosować, wię tym razem nie plażowanie a zwiedzanie .
...
No, to sniadanie i do maszyny.
Update
Portki gotowe.
Jest jak jest , lepiej nie będzie.
Maszyna ledwo pracowała w grubszych miejdcach tylko tworzyła ścieg , bo posuwałam ręcznie i powolutku materię.
Zresztą te szlafroki też okazały się być nie takie hop, bo to prawdziwy gruby frotte , a do uszycia i wszycia były nowe szlufki do pasków i wieszaczki, naxerwane kieszenie na brzegach , naszycie nowej kieszeni , ( mały ręczniczek był przeznaczony do tych napraw) to najgrubsze co moze być.
Tak więc napracowałam się , złamałam dwie igły, nici się rwały, czasem musiałam podpruć. Okropność.
Chylę czoła przed krawcowymi, które muszą co chwilę zmagać się z takimi trudnościami. Owszem pewnie mają lepsze maszyny niż zwykły łucznik wieloczynnościowy, ale to i tak niewdzięczna praca.
Gwoli ścisłości uczono mnie na szwaczkę, nie krawcową.