wtorek, 21 maja 2019

Zostałam

w domu, mam krawieckie porawki, czyli wymiana zamka w męskich spodniach, coś okropnego, materiał gruby, uszyte solidnie, oczywiscie umocowane, że wyprucie to juz męka, a teraz jeszcze wyzwanie wszyć nowy. Pasek dodstkowo podgumowany, omg! Nie mam idealnego koloru nici, nie ma w pobliskim miasteczku  w sklepach, a do duzego miasta nie ma kiedy pojechać, więc się jeszcze waham , ale brązowa nitka też może być w oststeczności.


 Reszta szycia mniej problemowa na szczęście.
Jutro też raczej będę w domu, juz sie pogubiłam w tych planach J. co , gdzie i kiedy. Wiem tylko, że sobotę ma zajętą.

W niedzielę jedziemy do Hamburga głosować, wię tym razem nie plażowanie  a zwiedzanie .
...
No, to sniadanie i do maszyny.

Update
Portki gotowe.




Namordowłam się bardzo, niestety szew ktorego w oryginale nie widać  przy takich poprawkach jest widoczny, bo i zamek wszywany jest inaczej niż się to robi oryginalnie.
Jest jak jest , lepiej nie będzie.
Maszyna ledwo pracowała w grubszych miejdcach tylko tworzyła ścieg ,  bo posuwałam ręcznie i powolutku materię.
Zresztą te szlafroki też okazały się być nie takie hop, bo to prawdziwy gruby frotte , a do uszycia i wszycia były nowe szlufki do pasków i wieszaczki, naxerwane kieszenie na brzegach , naszycie nowej kieszeni , ( mały ręczniczek był przeznaczony do tych napraw) to najgrubsze co moze być.
Tak więc napracowałam się , złamałam dwie igły, nici się rwały, czasem musiałam podpruć. Okropność.
Chylę czoła przed krawcowymi, które muszą co chwilę zmagać się z takimi trudnościami. Owszem pewnie mają lepsze maszyny niż zwykły łucznik wieloczynnościowy, ale to i tak niewdzięczna praca.
Gwoli ścisłości uczono mnie na szwaczkę, nie krawcową.