co pisać, czas zapiernicza bezlitośnie.
Wyjazd Mlodszej lada dzień, nasz we wtorek, wiec nastrój siada.
J. niezłomnie dzień po dniu pracuje nad dołem od kredensu, chcialby skonczyć i być może to mu się uda, bo dzisiaj już zabejcował.
Troche czasu spędzamy z Mlodymi, ale sa nudni jak flaki z olejem.
Dziwnie i mi ,i J. z tym NC.
Trudno się przyzwyczaić, jak zagadamy, to odpowie, ale zero własnej inicjatywy, jakiś takiś nijakiś no. Brak wspólnych tematów, ani sie powygłupiać, ani poważnie pogadać o czymś. Bylismy dwa razy na ,, wycieczkach" bo tu nie był, chciał niby zdroje zobaczyć. Nie wiem, czy mu sie podoba, czy nie, zero jakiś opinii. Spacerek i obiady w knajpkach też na pół milcząco. Bo o czym tu rozmawiać. Nie chcemy jakoś szczególnie narzucać się z pytaniami, nieswojo nam również, bo ciagle pamiętamy poprzedniego i fajne, luźne , wesołe, ciepłe relacje.
Zagajamy, żartujemy, trochę to takie na siłę, próbujemy wyczuć i poznać go, ale ciężko idzie.
No nic, może trzeba czasu, by bliżej się poznać, polubić, nie czujemy człowieka i tyle w temacie. I zastanawiamy się dlaczego on, co Młodszą ujęło, czego mi nie dostrzegamy;)
Ot, takie to dylematy rodzicielskie.
Jutro może skoczymy na wioskę, spacer ,ognisko, kiełbaski, może Starsza będzie miała czas, fajnie by było wspólnie posiedzieć.
....
Zdjecie byle jakie z Polanicy.