nie padało, więc nareszcie domalowałam to nieszczęsne ogrodzenie,
wypieliłam to, co zaplanowałam i pomagałam J.
Nie powiem, całkiem umordowani do domu wróciliśmy, a tu awaria międzysąsiedzka. Sąsiedzi zalali sasiadkę, ja mogłam już odsapnąć , ale J. musiał ratować sytuację , jechać znów do miasta , do sklepu budowlanego , by kupić specjalną płytę do kabiny sąsiadów, i usiadł dopiero o 20.
W nocy się rozpadało , zrezygnowaliśmy z jazdy do szefów, co masz zrobić dziś, możesz zrobić jutro, czyli w tym przypadku w poniedziałek.
Ja i tak już myślami w Polsce, byle jakoś przetrwać ten tydzień w miarę bez stresu i pośpiechu a będzie dobrze.