listopad, przyjechał J.
Starsza, wtem w czwartek na noc napuchła na twarzy, zadzwonila do nas w piątek rano, wiec telefon do lekarza i jazda po szpitalach , Polanica odmówila pomocy,bo to nie zagrożenie życia,wróciliśmy do Klodzka ,w naszym szpitalu dostala recepte na lek przeciwhistaminowy, wykupilismy, zażyła i poszła spać. Powoli ale jednak obrzęk sie zmniejszał, już myślałyśmy ,że idzie ku dobremu, a tu wczoraj wieczorem zaczerwieniła się twarz, skóra zaczęła się łuszczyć, pojawiły krostki, po posmarowaniu delikatnym olejkiem roslinnym nieco sie to uspokoiło, no ale choroba trwa, jutro jest umówiona do lekarza, jeszcze nie wiem jak dzisiaj, czy juz lepiej po nocy, czy bez zmian. Denerwuję się, wiadomo.
Wczoraj też było przewożenie rożnych rzeczy,łózeczko,wózek,jakies torby z rzeczami, nosidełko i ubranka malutkiej na wypis, od ciotki do mieszkania jej wnuczki. Ręce opadaja na warunki jakie tam panują, brudno, bałagan to za małe słowo, przywieźlismy Młodą z dzieckiem do domu, pytaliśmy w czym możemy pomoc, czy czegos im potrzeba, ale jak tacy niogarnieci to sami nie wiedzą. Zbyli nas i tyle, wiec wróciliśmy do domu. przecież nie bedę się rządzić w cudzym domu, powiedziałam tylko , że mają dzwonić, pisać, jak cos im bedzie trzeba, wytłumaczyłam jak się kąpie takie malutkie dziecko, bo ona nie wie, nie umie... Dziś ma się tam ciotka pojawić, to podejrzewam , że ręce jej opadną jak i nam. Starsza im pomagala, wysprzatała całe mieszkanie, kupiła pojemniki, poukładała co sie da, Młoda juz wyraźnie miała tego dosc , bo po co.... No i nasyfiła z powrotem.
Nie wiem czy ciotka, nie zrobi awantury , czy nie będzie chciała żeby Młoda przeniosla sie do niej ,zeby mieć ich pod kontrolą. To tez nie jest wyjscie, bo ona nie widzi opcji młode małżenstwo u niej w domu, nienawidzi mężczyzn, każdy zły, wiec juz buntuje Młodą, a Młoda w swej głupocie powiela słowa i myśl ciotki, i dokłada od siebie, chopak sie stara, ale przy takich dwoch wariatkach to moze sie poddać.
Zobaczymy. Malutka jest cudna, jak to noworodek, kochana taka , że nieba by sie chciało przychylić. Jakos po jej mamie nie widzę zachwytu, bo skupiona na swoich sprawach, jak to ją boli po cesarce, jak po blokadzie, chodzi przygarbiona, i męczy ja, że maleństwo chce być co chwilę przystawiane do piersi, no nie najada sie czasem od razu na dłużej, muszą sobie rytm dnia wypracować, ale młoda nie myśli , wiec dla niej to wszystko kosmos. Mam nadzieję, chociaz wątłą, że jednak sie wyciszy, unormuje, i że dadzą radę.
Nie są to spokojne dni, nie ma czasu ani chęci na jakaś głębszą zadumę nad mogiłami. Grobbing za nami, tylko nie byliśmy na grobach kolegów jeszcze. Kwiatki świeże postawione, jest ok. Dość się nadumam, namyślę i nawspominam porządkując i odwiedzając w ciągu roku groby bliskich , w samotności, i w tych ostatnich dniach października, kiedy tam jestem codziennie, wiec 1.11 nie jest dla mnie dniem szczególnym, ale idziemy, palimy światełka, stawiamy kwiaty . Moze dziś uda się pojechać na groby naszych kolegów, za miasto.
No i tak to, zobaczymy co dzień przyniesie.